Wierzyć czy nie wierzyć? Oto jest pytanie..

Na pytania Rodziców odpowiada ekspert e!spiro  - Olga Pośpiech, edukatorka pozytywnej dyscypliny, mama razy dwa, dyrektorka przedszkola.

 Czas przed 6 grudnia kojarzy mi się z dziecięcym oczekiwaniem na przyjście poczciwego, starszego pana z brodą, który – drzwiami lub przez komin, jawnie lub po kryjomu – ma za zadanie jednego dnia w roku obdarować upominkami wszystkie ziemskie dzieci (lub tylko te „grzeczne”, o czym później).

Ze swojego dzieciństwa pamiętam to podniecenie, dźwięk dzwonka do drzwi, a także -mimo wszystko – strach przed nieznajomym w przebraniu. Pamiętam także radość z prezentów (wtedy słodycze lub cytrusy były prawdziwym rarytasem, a zabawki nie psuły się tego samego dnia). Pamiętam też rozczarowanie, gdy pod przyklejoną brodą rozpoznałam swoją babcię (a innego razu sąsiada) lub gdy (przypadkiem, przysięgam!) na początku grudnia znalazłam ukryte za fotelami przygotowane wcześniej paczki.

Lata później, już jako rodzic, zastanawiałam się, co z fantem mikołajkowym zrobić i jak komunikować Świętego swoim dzieciom. Doskonale więc rozumiem dylematy mam i tatusiów: czy zapewniać dzieci o istnieniu Świętego Mikołaja? Jeśli tak, jak długo to robić? Kiedy uświadamiać, że jednak nie jest możliwe, aby jeden i ten sam człowiek (choć święty) potrafił w jeden wieczór ogarnąć wszystkie dzieci na świecie?

Dziś nie dam Wam jednej rady i jednej gotowej odpowiedzi. Dlaczego? To wiązałoby się z dzieleniem decyzji i sposobów obchodzenia 6 grudnia dzielić na dobre i złe, właściwe lub nie, niszczące dziecięcą psychikę lub jedyne słuszne.

Mogę się jednak podzielić z Wami swoją opinią, swoimi doświadczeniami i swoją wiedzą.

W mojej pracy, na warsztatach z rodzicami , kiedy dyskutujemy o wyzwaniach i kwestiach wychowawczych, zawsze przedstawiam założenia różnych podejść do rodzicielstwa, opartych na szacunku i empatii (głównie Pozytywnej Dyscypliny ), a uczestnicy sami mogą zdecydować, co zabiorą ze sobą do swoich domów. Podobnie postąpię w tym przypadku, gdy bierzemy na warsztat wiarę w św. Mikołaja. 

W kwestii obchodzenia Mikołajek przyda nam się – każdemu z osobna, według uznania i wyznawanych wartości – znalezienie odpowiedzi na kilka pytań.

Czy na pewno chcemy ze św. Mikołaja uczynić „motywatora zewnętrznego”, którego nadejście z prezentami jest uzależnione od faktu (nie) grzeczności potencjalnego obdarowanego? Żart o tym, że po wieczorze mikołajkowym rodzice przez jakiś czas nie mają już argumentów, by sprawić, żeby dzieci się lepiej zachowywały, ma swoje drugie dno. (Wiem, wiem – potem mamy jeszcze „Dzieciątko” ).

Nazywanie dziecka grzecznym lub nie jest dość niebezpieczne, szczególnie w dłuższej perspektywie. Dzieci (nie tylko te małe, które wierzą jeszcze w instytucję Mikołaja ) zachowują się źle wtedy, kiedy się źle czują, kiedy mają niezaspokojone potrzeby, a ich emocjonalne reakcje (np. popularne histerie) wynikają z ich niedojrzałości i braku umiejętności samoregulacji (na co wpływ ma także nierozwinięty mózg myślący). Warunkowanie „jak będziesz grzeczny, to przyjdzie, a jak nie – nic nie dostaniesz” sprawia, że dziecko może czuć, że coś jest z nim nie tak, skoro nie zasługuje na prezent, bo nie jest wystarczająco dobre / grzeczne. Taka sytuacja powoduje, że dziecko zaczyna o sobie myśleć w kategoriach dobre/niedobre, grzeczne/niegrzeczne, a stąd już o krok do miłości warunkowej. Tymczasem – czy naprawdę ono potem tego prezentu nie otrzyma? (o rózdze nie wspomnę, aby jednak szukać rozwiązań i zachować pozytywny nastrój).

Warto wziąć pod uwagę, że małe dzieci (mniej więcej do 6 roku życia) mają sporą trudność w odróżnianiu fikcji od rzeczywistości. Dla nich Święty to pewnik. Starsze – wiadomo – w którymś momencie zaczną się orientować. Może warto wtedy spokojnie pogadać, poszukać informacji o biskupie z Turcji, a tradycję podarków utrzymywać nadal, dobrze się bawiąc, udając niewiedzę, kto stoi za paczkami? Dokładnie tak jest teraz w naszym domu- z moimi 10 i 12-latkami. Lista życzeń wisi na lodówce, a chłopcy pytają mnie regularnie, czy Mikołaj już zamówił to, co trzeba na allegro.

I tak na koniec… przecież nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że ON jednak nie istnieje?

* Zapytałam właśnie mojego syna (nomem omen – Mikołaja !), czy wierzy w istnieje świętego. Odpowiedział mi, że już nie, ale że fajnie jest nadal sobie wmawiać, że on gdzieś jest, tak dla zabawy.

   Olga Pośpiech 

Instagram #Espiro

Zapisz się do newslettera

Dowiedz się jako pierwszy o nowościach, limitowanych kolekcjach, promocjach, wydarzeniach!

Espiro częścią Baby Design Group

© 2019 | Espiro

Espiro częścią Baby Design Group

Created by Funktional